Moja historia



Nienawidziłam ich. Nie rozumiałam, jak można ich słuchać. Gdy w radiu leciała ich piosenka, błagałam mamę, żeby przełączyła. Śmiałam się z mojej koleżanki, bo ich słuchała. Wyzywałam ich od gejów i pedałów.
A tak na prawdę ich nie znałam. Nigdy nie wsłuchwałam się w ich piosenki, nienawidziłam ich dlatego, że była właśnie ich.
Pewnego dnia, nawet sama nie wiem czemu- włączyłam WMYB. Może po to, żeby się pośmiać?
Ale coś się wtedy we mnie poruszyło. Nie chciałam tego, więc wyłączyłam komputer i poszłam spać.
Następnego dnia cały czas o tym myślałam. Nie, ja nie mogę ich słuchać, ani ich, ani Biebera, ani niczego takiego.
Kilka dni później byłam u mojej przyjaciółki (którą chcę pozdrowić, jeśli to czyta), a ona już zaczynała ich słuchać. Pokazała mi OT. Gdy chłopcy się wygłupiali, na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
Gdy wróciłam do domu, usiadłam do komputera i postanowiłam dowiedzieć się czegoś więcej o nich. To co znalazłam, wstrząsnęło mną. Nigdy bym nie powiedziała, że Liam mógł umrzeć, ani że Niall mógłby mieć brata bliźniaka. Szczególnie jego historia była mi bliska, gdyż także ważna dla mnie osoba poroniła dziecko w 6 miesiącu ciąży.
Tak czy inaczej, postanowiłam zacząć od początku, poznać każdego po kolei.
Obejrzałam wszystkie ich występy w X factor, posłuchałam piosenek, obejrzałam zdjęcia.
To było coś niezwykłego, nie umiałam opisać więzi, jaka mnie z nimi połączyła.
Nie są jak inne gwiazdy, są prawdziwi w tym co robią. Widać, że robią to od serca.
Na urodziny dostałam UAN. Potem sama kupiłam sobie TMH. Teraz czekam na książkę, na koncert.
Stali się dla mnie kimś ważnym. Gdy jest mi smutno, wyobrażam sobie ich, co by robili, gdyby byli ze mną. Nie mogę się wówczas nie uśmiechnąć... Ci chłopcy wprowadzili do mojego życia coś niezwykłego- cząstkę siebie. Gdyby nie oni, nadal wyzywałabym Biebera, Selenę czy Demi Lovato. Teraz, mimo, że za nimi nie przepadam, nie robię tego.
Nie chcę, żeby ktoś czuł się tak, jak ja się czuję, gdy czytam hejty na kogoś, kogo kocham.
Nigdy ich nie widziałam. Ale wiem, że to kiedyś nastąpi.
Prawdziwy directioner to nie ten, który ma pełno plakatów, jeździ na każdy koncert, ma pełno gadżetów, ale trzyma je w domu. Nie mówi nikomu o nich. Wstydzi się.
Prawdziwy directioner mógł ich nigdy nie widzieć, nie mieć setki plakatów, gadżetów. Wystarczy, że szczerze ich kocha, i się tego nie wstydzi.
Teraz mam o nich stronkę, prowadzę bloga. Oddałam się temu, co na mnie czekało. Im.
Może nie byłam directioner od początku, ale będę nią do samego końca...
Pozdrawiam wszystkich directioners,
czyli moją nową rodzinę,
Julka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz