sobota, 26 stycznia 2013

Rozdział 5

Muzyka- *klik*
-Julia... Ja...
-Po co przyszedłeś?- spytałam oschle, nie podnosząc wzroku z ziemi.
-Ja chciałem... Chciałem cię przeprosić...- odpowiedział zmieszany.
-I co?- zadrwiłam.- Myślisz, że przyjdziesz? Przeprosisz? I co? Że będzie OK? Niall, proszę cię... Jesteśmy prawie dorośli. Jak dzieci się pokłócą, to jedno przeprosi i jest OK. Ale zrozum, w tym wieku to chyba nie wystarczy. Zaufałam ci. Jak nikomu innemu od dłuższego czasu. I po co ci to było? W jednej chwili straciłeś moje zaufanie. I chyba bezpowrotnie.
-Ale ja nie chciałem... Zresztą chyba wiesz, że nie chciałem. Ja obiecuję, nigdy już tak nie zrobię.
Zebrałam całą dostępną we mnie odwagę i spojrzałam mu w oczy. Zaskoczył mnie- płakał. Poczułam ukłucie w sercu. Chciałam go przytulić, powiedzieć, że już dobrze, że mu wybaczam. Ale nie mogłam.
-Niall...- szepnęłam i poczułam, że moje oczy też robią się wilgotne.- Nie mogę ci wybaczyć. Zrozum, nie mogłabym się z tobą przyjaźnić ze świadomością, że mnie kochasz.- byłam zaskoczona, że powiedziałam to tak po prostu.
Blondyn otworzył usta, ale natychmiast je zamknął. Było mi przykro, że nie mogę mu wybaczyć. Ale jednocześnie byłam zła, że mu zaufałam. Przecież to było do przewidzenia, że w końcu będzie oczekiwał czegoś więcej. Wiedziałam to od początku, ale nie miałam pojęcia, że to stanie się tak szybko.
Chłopak odwrócił się, przeszedł przez mały ogródek i zniknął na ulicy. A ja nie mogłam się ruszyć. Stałam w miejscu, nie zamknęłam nawet drzwi. Kilka minut później zaczął padać deszcz. Przypomniałam sobie, że gdy byłam mała, mama mi mówiła, że gdy pada, to anioły płaczą. Wyszłam na środek ogródka i spojrzałam na prawie czarne niebo.
-Nie płacz Rose...- szepnęłam.- Niedługo się spotkamy, Louis mi obiecał.
Kilka minut później stałam już w oknie w moim pokoju. U Niall'a świeciło się światło. Widziałam go w oknie, jednak on mnie nie, ponieważ światło u mnie było zgaszone. Nie mam orlego wzroku, ale chyba płakał. Po raz kolejny zabolało mnie serce.
"Wybacz mu..."- szepnęła stara ja.
"Nieee... Takim ludziom nie można ufać."- odezwała się nowa.
Opadłam ciężko na łóżko i dopiero teraz zaczęłam się zastanawiać, jak ja będę spać, skoro nie mogę wrócić na łączkę. Jednak nie myślałam długo, ponieważ sen przyszedł prawie od razu.

Następnego ranka obudził mnie budzik.
Nic mi się nie śniło.

*z punktu widzenia Louis'ego*

-Proszę, pozwól mi ją zabrać... Chociaż na jeden dzień.- jęknąłem.
-Nie.- odparła uparcie dziewczyna o białych włosach.- Nie można stąd zabrać nikogo.
-Perrie... To dla mnie na prawdę ważne.
-Chodzi o tą dziewczynę?- uniosła brwi.
Wgapiłem się w moje bose stopy.
-Chodzi o tą dziewczynę.- odpowiedziała sama sobie.- Dobrze, Louis. Ale pamiętaj, ona musi tu wrócić. Robię dla ciebie wyjątek, że oddam ci ją na jakiś czas, ale tylko dlatego, że się przyjaźnimy.
Poczułem, jak wielki kamień spadł mi z serca. Perrie wstała z czarnej ziemi, na której siedzieliśmy. Podeszła do wielkiej (również czarnej) bramy, od której buchały fioletowe płomienie. Nikt nie mógł jej otworzyć, tylko ona. Była Strażnikiem Umarłych.
Ludzie wyobrażają sobie "niebo" jako białe chmurki, aniołki i niewiadomo co jeszcze. Taaa... Mylą się. Człowiek gdy tu trafia, zostaje pozbawiony świadomości. I są tu szuflady... O tak, mnóstwo szuflad. A w każdej po człowieku.
Patrzyłem, jak dziewczyna znika między półkami. I teraz dopiero zacząłem się zastanawiać, co mam jej powiedzieć. A co, jeśli nie będzie chciała ze mną wrócić..?
Za chwilę Perrie wróciła. Była sama.
-Lou...- szepnęła.- Jej szuflada jest pusta...

*z punktu widzenia Julii*

W szkole Niall próbował ze mną rozmawiać, jakby nigdy nic.
Gdy na matematyce (na każdym przedmiocie z nim siedziałam) po raz kolejny zaczął mi opowiadać o wyniku wczorajszego meczu, nie wytrzymałam i krzyknęłam, nie zważając na głupią minę klasy i nauczyciela.
-Niall, przestań! Powiedziałam, że ci nie wybaczę!!!- po policzkach spłynęły mi łzy.- Jesteś taki jak on! Identyczny!!! I co?! Jesteś taki jak on, tak słaby, że potrafisz wykorzystać tylko moje słabe chwile!!!
Nie obchodziło mnie, że szkoła. Po prostu wstałam i wyszłam. Gdy byłam już na dworze, zaczęłam biec. Już miałam skręcić na cmentarz, gdy uświadomiłam sobie, że to nie ma sensu. Że moje życie nie ma sensu. Skierowałam się więc do domu. Gdy już tam byłam, jak zawsze poszłam na górę.
-Dlaczego cię ze mną nie ma?!- krzyknęłam do siebie, chociaż tak na prawdę moje słowa skierowane były do Rose.- Dlaczego mnie zostawiłaś?!
Uklęknęłam na panelach.
-Dlaczego...- szepnęłam. Dookoła mnie tworzyła się kałuża z łez.
Postanowiłam zrobić coś, czego nie robiłam już bardzo długo. Podeszłam (emmmm... podczołgałam się) do łóżka i wyciągnęłam spod niego granatowy karton po butach ze znaczkiem Nike. Chwilę w nim grzebałam, aż znalazłam to, czego szukałam.
Przejechałam żyletką po nadgarstku. Poczułam tak dobrze mi znany ból, za którym tak tęskniłam. Od razu zrobiło mi się lepiej.
Nagle zadzwonił mi telefon, co było dla mnie zaskoczeniem, przecież niedawno zmieniałam numer. Tak jak myślałam, zastrzeżony.
-Halo?- spytałam niepewnie.
'-Julka?'- odezwał się głos w słuchawce.
Zaskoczył mnie fakt, że ów ktoś powiedział "Julka". Mówili tak do mnie tylko w Polsce. Mieszkałam tak do 13 roku życia. Potem razem z Rose wyprowadziłyśmy się do Skyfall.
-Yyy... Tak. A kto mówi?
'-Pewnie mnie nie pamiętasz, ale nie mam teraz czasu na wyjaśnienia. Jesteś teraz w domu?'
-No tak.- powiedziałam jeszcze bardziej zaskoczona.
'-Za 5 min będę.'
Rozłączył się. Stałam przez chwilę jak głupia na środku pokoju, po nadgarstku spływała mi stróżka krwi. Poszłam do łazienki, zmyłam krew, poprawiłam włosy i zarzuciłam bluzę. Gdy wyszłam na dwór, na chodniku stał już srebrny jeep.

Taaak wiem- beznadzieja. No przepraszam, że mnie tyle nie było, ale miałam kare, miałam naukę i jakoś tak wyszło :/ 
Przeczytałeś=Skomentuj! ;)

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Imagin o Larrym

Muzyka: *Klik*


-Louis! Proszę, Louis!- krzyczał na całe gardło chłopak o kręconych włosach. Jednak nikt nie odpowiadał. Ulica była pokryta grubą warstwą białego puchu. Po policzkach Harry’ego płynęły łzy, mimo wysiłków nie potrafił ich opanować. I cały czas w głowie miał słowa chłopaka o szarych oczach- „Nie wiem co teraz będzie. Ale nie kocham cię, nigdy nie kochałem.”. Świadomość, że wszystkie razem spędzone chwile to było jedno wielkie kłamstwo, bolała najbardziej.
Harry usiadł na środku ulicy. Nic go teraz nie obchodziło. Równie dobrze jego życie mogłoby się teraz skończyć. Bez Louisa nie miało już sensu. Tak bardzo by chciał, żeby to był tylko sen. Za chwilę obudzą go delikatne pocałunki ukochanego. Ale to była brutalna rzeczywistość i w głębi serca Harry dobrze to wiedział. Podniósł się z ziemi i podreptał do domu. Na wejściu zrzucił kurtkę i opadł ciężko na łóżko. Chciał tylko już więcej się nie obudzić.
Tego samego wieczoru Louis napisał na twitterze:
Nie ma czegoś takiego jak Larry. Proszę, uświadomcie to wreszcie sobie i przestańcie męczyć mnie i Harry’ego!
Gdy następnego dnia Harry to zobaczył, tak naprawdę uświadomił sobie, że to naprawdę koniec. Ale po co było Louis’owi to wszystko? Po co udawał, że go kocha?
Zielonooki stanął przed największą ścianą w swoim domu. Jeszcze wczoraj to był ich dom.
Na ścianie poprzyklejane były setki, jeśli nie tysiące zdjęć. Tylko on i Louis wiedzieli o jej istnieniu. Harry przejechał palcem po największej fotografi. Przedstawiała jego i Louis’a na diabelskim młynie. W głowie ciągle rozbrzmiewał mu śmiech ukochanego.
‘Ale jeśli teraz będzie mu lepiej? Może powinienem się cieszyć z jego szczęścia. Teraz wreszcie będzie mógł wieść normalne życie, bez sekretów, bez tego wszystkiego.’- usiłował sobie wmówić. Ale dobrze wiedział, że to mu nie pomoże. Nic nie jest w stanie zapełnić pustki po stracie kogoś takiego.

                                               Dwa miesiące później…

Na wycieraczce leżała mała, czerwona koperta. Harry był bardzo zaskoczony, przecież chyba żadna fanka nie zna jego nowego adresu. Wszedł do domu i usiadł na kanapie. Rozerwał palcem papier. Od razu rozpoznał pismo Louisa. Gdy czytał, po policzkach zaczęły ściekać mu łzy.
Przepraszam cię za wszystko. Inaczej wyobrażałem sobie nasze wspólne życie. Ale jeśli bylibyśmy razem, nie mógłbyś wieść normalnego życia. To był błąd, że w ogóle zaczęliśmy w taki sposób naszą znajomość. Ale nie mogłem nic poradzić, to nie moja wina, że tak na mnie działasz. Dlatego postanowiłem dać ci szansę na normalne życie. Ale nie mogłem wytrzymać bez ciebie. Każda samotnie spędzona minuta była dla mnie niewyobrażalną męczarnią. Pewnie nie wiesz, ale codziennie stałem pod twoim oknem. Patrzyłem na ciebie, widziałem, że ty także cierpisz. Ale nie moglibyśmy być razem. Znienawidziło by nas wtedy wiele osób. Dla mnie to bez różnicy, ale wiem, że ty być cierpiał. I teraz będzie łatwiej. Nareszcie będzie dobrze. Wtedy mogliśmy mieć tylko nadzieję na lepsze jutro. Nadzieja matką głupich. Ale każda matka kocha swoje dzieci.
Nie mogę obiecać ci wszystkiego, ale jednego jestem pewien- kiedyś się spotkamy. W lepszym miejscu, tam, gdzie będziesz tylko ja i ty. Tylko my. I będę na ciebie czekać. Proszę, nie przyspieszaj tego. Nie rób tego co ja. Gdy to czytasz, mnie już nie ma. Ale nie martw się- mam cię pod opieką. Masz swojego własnego anioła. Widzę jak to czytasz. I uśmiecham się do ciebie. Wreszcie oboje jesteśmy wolni.
Możesz chodzić tam, gdzie chodziliśmy razem. Możesz siadać na naszej ławce. I nie będziesz mnie widział, ale będę siedzieć obok ciebie. Zrozumiem też, jeśli o mnie zapomnisz. Ale wiedz jedno- ja nigdy nie zapomnę o tobie.

Louisa nie udało się uratować- znaleziono go na ławce w parku- ich wspólnej ławce. Usnął z uśmiechem na ustach.
Harry siadał tam codziennie. I wydawało mu się, że w szumie liści słyszy cichy szept Louisa. ‘Kocham Cię’
Chłopak zestarzał się- nie odebrał sobie życia. Wiedział, że Lou by tego nie chciał. Nie ożenił się, zawsze pozostał wierny jedynej prawdziwej miłości swojego życia.
 Gdy był już w podeszłym wieku (miał 87 lat), usiadł na tej samej ławce.
Zobaczył wyraźnie Louisa, który siedział obok. Oboje znów byli młodzi. Szatyn wyciągnął do Harry’ego rękę. Ten chwycił ją. Oboje powolnym krokiem zmierzyli w stronę chmur, w stronę nieba. Bo tam ich życie zaczynało się od początku.

Liebster Awards!!!

Moi kochani, stało się coś niesamowitego... MÓJ BLOG ZOSTAŁ NOMINOWANY DO 

Liebster Awards!!!


Nominacja od:  http://1directionstoryy.blogspot.com

Pytania:

1. Jak masz na imię?
-Julka

2. Którego z 1D lubisz najbardziej?
-Louisa i Nialla ;)

3. Jak wpadłaś na pomysł swojego bloga?
-Hmmm... Ogólnie dość dużo czytam, zawsze przed snem wyobrażam sobie różne historie. No i pewnego razu pomyślałam "Kurde, może napisze bloga?". Jednym z moich marzeń jest napisać książkę, a blog jest świetnym przygotowaniem i ćwiczeniem. No i pojawiający się w moim opowiadaniu motyw fantastyki, bo to mój ulubiony gatunek literacki.

4. Co cię motywuje w pisaniu?
- Przede wszystkim moja Marta (♥), ale też fakt, że jeśli ludziom się podoba to, co robię... No czemu nie? No i oczywiście sama sobie chcę udowodnić, że potrafię.

5. Czy jesteś zadowolona z tego co piszesz?
- No w miarę ;) Ale rozdziały mogłyby być dłuższe...

6. Czy wiążesz przyszłość z pisaniem?
-Chciałabym wydać pare książek, ale oprócz tego jeszcze robić coś innego.

7. Jakie jest twoje hobby?
- Taniec! <3 Ale czytam też dosyć.

8. Jaki jest twój życiowy cel?
- Nie poddać się w tym co robię.

9.  Twoja ulubiona piosenka? Dlaczego?
- Pewnie to wszystkich zdziwi, ale teraz mam fazę na "Give me love" (Ed Sheeran), ponieważ wiąże się z pewnymi wydarzeniami, nie mówiąc już o tym, że jest po prostu boska!

10. Jaką jesteś osobą, jak siebie oceniasz?
- No cóż... Mogłabym byś trochę bardziej opanowana, zdecydowanie za łatwo się denerwuję... Nie chciałabym też zawsze w szkole mieć "głupawki", denerwuje mnie to. Ludzie przez to myślą że mnie znają, oceniają, a tak naprawdę nic o mnie nie wiedzą. 
Jestem na pewno szalona xDD

MOJE NOMINACJE:
http://idonotwannabewithoutyou.blogspot.com/
http://our-memoriesx.blogspot.com/
http://and-your-eyes-irresistible.blogspot.com/

Moje pytania:
1. Do czego dążysz w życiu?
2. Jaki jest twój ulubiony film i dlaczego?
3. Jakie jest twoje największe marzenie?
4. Gdybyś miała na usługach jednego z 1D to którego? Dlaczego?
5. Ile masz lat?
6. Co w życiu cenisz najbardziej?
7. Co według ciebie jest największym problemem ludzi?
8. Jaki jest twój ulubiony paring (związany z 1D)?
9. Czego w sobie nie tolerujesz?
10. Jak zazwyczaj wygląda twój dzień?

No i to tyle, zaraz wrzucam obiecany imagin o Larrym <3

czwartek, 10 stycznia 2013

Rozdział 4

Rozdział dedykowany Patrycji, żeby jakoś wynagrodzić jej przymusowe czytanie mojego bloga ;)

Myślałam tego ranka bardzo dużo o Lou. Postanowiłam nazywać go skrótem, bo... Właściwie to nie wiem czemu. Cała ta sytuacja była bardzo dziwna.
Dziś jest niedziela, więc muszę iść na cmentarz. Zjadłam śniadanie, ubrałam się i wyszłam z domu. Był koniec września, a wiatr nieprzyjemnie dął mi w oczy, do tego było mi trochę zimno. Ale muszę iść. Zawszę chodzę. Spoczywa tam ktoś bardzo dla mnie ważny. Aż trudno uwierzyć, że w 1 grudnia minią już 2 lata... A jednak nadal nie mogłam się pogodzić z jej śmiercią. Bo przecież to boli. Gdy wspomina się wszystkie razem spędzone chwile ze świadomością, że już nie wrócą.
Nim się obejrzałam, byłam na cmentarzu. III alejka... Podeszłam do śnieżnobiałego nagrobka i przeczytałam w duchu napis.
Rose Amy Anderson zm. 1 grudnia 2011r. Kochani nigdy nie umierają.

Tak jak zawsze- oczy zapiekły mnie od łez. Nie wytarłam ich, chociaż czułam, że spływają po moim policzku. Pamiętam jak mi kiedyś powiedziała "Łzy nie są oznaką słabości, tylko wrażliwości." To było wydarzenie, które sprawiło, że zamknęłam się w sobie. Bo ja w życiu miałam tylko ją. Teraz nie miałam się już do kogo odezwać, dla kogo żyć. Kochałam ją, Jak siostrę. 
-Julia..?
Odwróciłam się gwałtownie, dogłębnie przerażona. Przez chwilę myślałam, że stoi przede mną duch. Ale nie, to był Niall ubrany w białą bluzę i tego samego koloru spodnie. 
-Niall?- spytałam zaskoczona, szybko wycierając łzy- Ja... Ja...
-Kto tutaj leży?- bezceremonialnie mi przerwał.
-Yyy... Moja przyjaciółka.- szepnęłam, a po policzkach spłynęła mi nowa partia łez.
-Hej... Hej, nie płacz...- podszedł do mnie i przyłożył dłoń do mojego mokrego policzka. Patrzyliśmy się teraz sobie w oczy. Jego błękitne oczy zdawały się nie mieć dna. Korzystając z chwili mojej nieuwagi, ostrożnie zbliżył swoją twarz do mojej. Nie zauważyłam tego drobnego, aczkolwiek mającego wielkie znaczenie gestu. Delikatnie musnął ustami moją górną wargę. 
Odsunęłam się od niego jak oparzona. Był tak zaskoczony moją reakcją, że nie mógł wydusić słowa. Teraz to ja skorzystałam z jego nieuwagi i popędziłam ile sił w nogach w stronę pobliskiego lasu. Po przebyciu bez zatrzymania dość sporego dystansu wreszcie się obejrzałam. Nie pobiegł za mną. 
Szłam przed siebie cały dzień, niezależnie od tego, gdzie dojdę. I tak nie wyjdę poza WB, bo przecież to wyspa, no nie? Gdy zaczynało robić się ciemno, zaczęły się pojawiać mi też mroczki przed oczami. 
                                                                   ***
Ocknęłam się, ale nie byłam już w lesie. Byłam na mojej łące. Podniosłam się z miękkiej trawy w koloże soczystej zieleni. Dopiero teraz zauważyłam szatyna, który się we mnie wpatrywał.
-Hejka.- powiedziałam.
-Witaaaj.- powiedział przeciągając sylaby. 
-Opowiedz mi coś o sobie.- poprosiłam po chwili.
-A co chcesz wiedzieć?
-Skąd pochodzisz? Jak się tu dostałeś? 
-Na niektóre pytania nie należy odpowiadać.- stwierdził po chwili.
-Czyli mi nie powiesz?- zmarkotniałam.
-Raczej nie. Na pewno nie teraz.- zrobił pauzę.- Co się stało?
Wróciłam wspomnieniami do dzisiejszego poranka.
Z jego miny wywnioskowałam, że już wie. Fascynowało i ciekawiło mnie to chyba bardziej niż wszystko inne.
-Możesz coś dla mnie zrobić?- zapytałam go, gdy położyłam się na trawie.
-To zależy co.
Odwróciłam się, aby lepiej go widzieć.
-Możesz sprawić, żeby wróciła? Bo ona nie umarła, nie wierzę w to. Zaginęła, a po roku policja uznała ją za zmarłą.
Louis spojrzał na mnie z zainteresowaniem.
-Jesteś niesamowita.- pokiwał głową w zamyśleniu.
Skarciłam się w duchu, bo czułam, że się rumienię.
-Możesz?- przynagliłam go.
-Tak.- szepnął po chwili.
Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się, że się zgodzi.
-Boże... Naprawdę?!- zerwałam się z ziemi.
Przytaknął głową.
Może ten dzień nie jest do końca nieudany.
-Ale to nie jest proste.- oznajmił po chwili.- Przez kilka dni nie będziesz mogła tu wracać. Dam ci coś, to bransoletka. Gdy kryształki zrobią się niebieskie, będzie to oznaczało, że możesz już wrócić.
-Rozumiem.
Louis podał mi czarny sznureczek, na który ponawlekane były granatowe koraliczki. Przyjrzałam im się uważniej. W każdym koraliczku kłębiła się jakby mała galaktyka.
-Wow... Piękna...- w tej chwili nie byłam w stanie wydusić nic bardziej orginalnego. Ale po chwili coś mnie oświeciło.- Louis... A jak ja ją wezmę na do domu?
-Nie martw się tym.- puścił do mnie oczko.
-Skąd ją masz? Skąd wiedziałeś, żeby je wziąć?
-Magia.- zaśmiał się.
W cale bym się nie zdziwiła. To wszystko przecież nie było normalne.
-Chcesz już wracać? -spytał w końcu.
Chwilę zastanowiłam się nad odpowiedzią.
-Tak.- przytaknęłam i zacisnęłam mocno w dłoni czarny sznureczek.
Gdy się obudziłam, nadal ściskałam go w pięści.
Co mnie zaskoczyło, to fakt, że nie byłam już w lesie. Byłam w moim domu, leżałam nawet w łóżku. Miałam założone czyste ubrania, uczesane włosy.
-Louis...- szepnęłam do siebie z uśmiechem.
Spojrzałam na zegarek. 12:30, poniedziałek. I dobrze, chociaż nie muszę widzieć się z Niall'em.
Zresztą, co mi zaszkodzi kilka dni wolnego... Wygramoliłam się z pościeli i zawiązałam na nadgarstku bransoletkę. Postanowiłam ten dzień wykorzystać na porządki. Wywaliłam więc dwa ogromne pudła z dna mojej szafy. Oba były zapełnione zdjęciami. Oparłam się plecami o ścianę i zaczęłam je przeglądać.
Jedno przedstawiało mnie, brunetkę wraz z ciemną blondynką. Miałyśmy może 8-9 lat. Trzymając się za ręce, maszerowałyśmy ścieżką w lesie. Następne było bardzo podobne, kolejne też, i kolejne, i kolejne... Właściwie zmieniała się tylko sceneria. Byłyśmy takie szczęśliwe, ja i Rose. Zdjęcie które teraz wzięłam do ręki było naszym ostatnim, zrobione 29 listopada. Siedziałyśmy na kanapie i śmiałyśmy się. W głowie rozbrzmiał mi echem jej głos, jej śmiech... Dlaczego, do cholery, to tak boli?
Otworzyłam drugi karton. Pierwsze zdjęcie przedstawiało mnie i bruneta o zielonych oczach. Poczułam ukłucie w sercu i szybko zamknęłam pudło. Zdjęcie moje i Rose przykleiłam tuż nad łóżkiem.
-Niedługo się spotkamy...-szepnęłam i uśmiechnęłam się przez łzy.
Nagle usłyszała dzwonek do drzwi. Zeszłam na dół i je otworzyłam. Stał tam Niall.
_________________________________________________________________________________

Jak ja kocham tak kończyć ;3 Postanowiłam pisać krótsze, ale częściej.
 Nie wiem czy widzieliście, ale pojawiła się zamiast zakładki "O mnie" nowa- "Postacie". Możecie tam zajrzeć. I mam pewien warunek- nie dodam następnej notki, jeśli nie będzie minimum 3 komentarzy (szantaż, kochamm). Jeśli chcecie, mogę dodać też imagina o Larrym. Co o tym myślicie?
P.S. Bez konta też można pisać komy! ;*
Kocham was, Dżuliet xox


wtorek, 8 stycznia 2013

Rozdział 3

Notka z dedykacją dla Maćka. Może wreszcie go zmotywuje i powie mi, co myśli o moim pisaniu ;*

-Wejdź, śmiało.- zachęciłam Niall'a. Stał chyba lekko zdezorientowany w drzwiach wejściowych.
-Yyy... No a wiesz? Twój tata albo mama?- spytał zmieszany.
-Nie ma nikogo w domu.- powiedziałam spokojnie, choć w głębi serca poczułam delikatne ukłucie. Przezwyczaiłam się już do tego, że każdemu tak odpowiadam. Emmm... Odpowiadałam.
Niall nieśmiało wszedł przez duże, białe drzwi.
-Zjesz coś? Albo może się napijesz?- spytałam z kuchni.
Za chwilę przyszedł i jak gdyby nigdy nic otworzył sobie lodówkę i wyjął z niej jabłko. Gdy wziął gryza spojrzał się na mnie.
-Bogee, prrawaa?- spytał z pełnymi ustami.
-Nie krępuj się.- odpowiedziałam mu śmiechem.
Poszłam na górę, on podreptał za mną z jabłkiem w jednej ręce i gitarą w drugiej. Otworzyłam pierwsze drzwi po lewej (wszystkie na korytarzu były zamknięte). Weszłam do mojego pokoju i usiadłam na łóżku.
-Nie musisz zamykać.- powiedziałam, gdy Niall już chwytał za klamkę.
Blondyn rozejrzał się po pokoju. Położył gitarę przy biurku i podszedł do mojej szafy. Przyglądał się poprzyklejanym na niej kolorowym karteczkom.
-Co to jest?- spytał po chwili.
-Tytuły. Tytuły książek, które przeczytałam.
Ten spojrzał na mnie zdziwiony.
-Aż tyle? Myślałem, że w XXI wieku czytanie prawie zanikło. Pozatym, nie wyglądasz na kogoś, kto czyta.
-Dzięki.- burknęłam.- Może powinnam nosić okulary, spodnie z szerokimi nogawkami i dwa warkocze?
Może powiedziałam to zbyt złośliwym tonem? Niall mi nie odpowiedział i wrócił do oglądania wnętrza. Podszedł do ściany nad moim biurkiem. Ta też była poobklejana, tyle że rysunkami. Prawie wszystkie przedstawiały moją łąkę. Były też ilustracje z książek.
-Ty to rysowałaś?
-Ehem.
-Ładne.
-Nie tak jak twoja gra na gitarze.
Spojrzał na mnie zdziwiony.
-No proszę, jednak potrafisz być miła...- powiedział.
Uniosłam jedną brew do góry, na co zareagował śmiechem. Bo przecież ja nie umiem unosić jednej brwi do góry. Resztę dnia spędziliśmy na opowiadaniu o sobie. Niall wyprowadził się z Irlandii, ponieważ jego rodzice się rozwiedli. Znałam go trochę ponad dzień, a czuję jakbym znała go conajmniej rok. On jednak chyba nie wydawał się zadowolony z informacji o mnie. Po prostu było mu ich za mało. Ale nie opowiem mu już przecież wszystkiego! Dochodziła 21 (tak- byliśmy razem cały dzień), gdy stał w drzwiach z gitarą i gruszką na drogę. Nie wiedziałam za bardzo jak się pożegnać.
-Dziękuję.- wydukałam w końcu.- Miło mi było, naprawdę.
Posłał mi swój rozbrajający uśmiech.
-To do zobaczenia?
-W szkole.- dokończyłam, śmiejąc się.
Poszłam do łazienki, umyłam się i ubrałam w pseudo-piżamy. Gdy już byłam w pokoju, spojrzałam jeszcze raz przez okno. Pierwszy raz, odkąd tu mieszkam, w oknie domu pod lasem paliło się światło. Mało tego- widziałam wyraźnie zarys człowieka, czyżby... Niall? Upewniłam się dopiero, gdy on też mnie zobaczył i pomachał. Zgasiłam światło i zakopałam się w kołdrę (wstawiłabym tu "u", ale blogger mi podkreśla).

Wylądowałam na łące (jak zawsze zresztą). Podeszłam do kamienia i wygodnie się na nim usadowiłam. No- jeśli na kamieniu można się wygodnie usadowić. Z boku nadal wyryty był napis. Przejechałam po nim palcem. To było dziwne, bardzo dziwne.
-Powiedziała osoba, która w niewiadomy sposób przenosi się we śnie na łąkę.- dobiegł mnie głos.
Odwróciłam się szybko. Przy kamieniu siedział chłopak o brązowych włosach i szarych oczach, które mrużył
w blasku słońca. Przypatrywał mi się ciekawsko.
-Kim jesteś?- spytałam bez strachu. Przecież to mi się śni, co może mi zrobić.
-Jestem Louis, miło mi cię poznać, Julia.- odpowiedział spokojnie.
-Skąd...? Właściwie to jak ty...?
Nasuwały mi się setki pytań. Jak się tu znalazł, czy to on wyrył napis, skąd zna moje imię...
-Po prostu wiem.- zaśmiał się.
-Ale jak się tu znalazłeś?- spytałam na wydechu.
-Ummm... To już dłuższa historia.
Uśmiechnął się do mnie. Nie wiedziałam, co zrobić. Zaufać mu? Przecież ja go nie znam. Wiem tylko, że ma na imię Louis.
-To ty byłeś tu wczoraj?- zapytałam po chwili.
-Tak, to ja. I nie tylko wczoraj.
-Nie widziałam tu wcześniej nikogo.
-Może jesteś mugolem.
Ku mojemu zaskoczeniu wiedziałam o co chodzi.
-"Mugole? Oni nie potrafią patrzeć!" Harry Potter i Więzień Askabanu, film.
-"Kiedy otworzył oczy, wątpił przez chwilę, czy naprawdę je otworzył, bo ciemność nie stała się ani trochę przejrzystrza niż wówczas, gdy miał je zamknięte."
-Hobbit, książka.- po raz kolejny powiedziałam bez zająknienia.
-Twarda zawodniczka z ciebie.- zaśmiał się.
Przez chwilę zastanawiałam się, czy nie jestem dziwna, no kto normalny recytuje książki z głowy?
- To ja je wyrecytowałem.- stwierdził Louis.
-Jak ty to robisz?- spytałam zafascynowana.
-Nie wiem. Ale powiem ci w sekrecie, że to nie działa w prawdziwym świecie.- puścił do mnie oczko.
-Jestę poetę.
Odpowiedział mi słodkim śmiechem.
Rozmawialiśmy do zachodu słońca, czyli do naszego wschodu.
-Będziesz jutro?- spytałam szybko, gdy świat powoli zaczynał się rozmywać.
-Będę zawsze.
_________________________________________________________________________________

Trochę dziwny, tak mi się wydaje xD No i oczywiście za krótki, ale to chyba wina braku weny. Bo prawda jest taka, że był pisany trochę na siłę. No ale jest, mam nadzieję, że następny będzie lepszy. 
Zrobiłam zapowiedź bloga, jakby się komu chciało obejrzeć;) Zapowiedź



wtorek, 1 stycznia 2013

Rozdział 2


Filozofia do nazwiska Smith (jak ci się nie chce czytać to przejdź do rozdziału)

Nazwisko Smith jest moim prawdziwym nazwiskiem tylko tłumaczonym na angielski (Nowak). Nie chciałam dawać jakiegoś super-wymyślonego (chociaż mnie cholernie kusiło ;3), np. Moon. I tutaj ci, którzy trochę bardziej znają się na angielskim powiedzą, że Smith to angielski odpowiednik Kowalskiego, pomieważ samo "smith" to "kowal". Ale w angielskim nazwiska Nowak oraz Kowalski mają wspólny odpowiednik- właśnie Smith.


Otworzyłam oczy i podniosłam się z trawy. Delikatny wiart przyjemnie muskał moją twarz. Zaczynało robić się jasno, co oznaczało, że w moim świecie słońce właśnie zachodzi. Rzadko zdarzało mi się oglądać tutaj to zjawisko (prawie nigdy tak wcześnie nie chodziłam spać). Podeszłam do rzeczki, w której pływały odbicia gwiazd. Spojrzałam w niebo. Było granatowe, zero światełek. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Nagle moją uwagę przykuły gałęzie poruszające się na skraju lasu.
"Idiotko, przecież wieje wiatr!"- skarciłam się w duchu.
Jednak kilka razy wydawało mi się, że widzę tam też jakiś cień... Nie, niemożliwe, przecież jestem tu sama... I w tym momencie (dam sobie rękę uciąć) przy ścianie lasu mignął mi brązowy płaszcz. Natychmiast poderwałam się do biegu. Przeskoczyłam jednym susem rzekę i sprintem pokonałam kawałek łączki. Nie było tam nikogo.
"To znowu twoja chora wyobraźnia."
Jednak kilkanaście metrów dalej wyraźnie zobaczyłam zarys człowieka. Stałam chwilę bez ruchu, on.. Albo ona też był/a zwrócony/a w moją stronę. Jednak chyba to mężczyzna... Ale moment, co on tu właściwie robi? Przecież to chyba moja wyobraźnia, mój świat. Dziwne.
-Stój!- krzyknęłam. Trochę to było nie na miejscu, bo przecież stał.- Kim jesteś!?- szybko starałam się naprawić błąd, zatuszować pomyłkę.
Ale on (chyba) odwrócił się do mnie tyłem i powoli ruszył w stronę końca lasu. Poszłam za nim. Jednak gdy drzewa przerzedziły się nie było znów widać nikogo. Stałam jeszcze chwilę w miejscu, jednak dotarło do mnie, że to bez sensu. Wróciłam więc na mój kamień przy rzece. Zanim zdążyłam się na niego wgramolić zobaczyłam napis wyryty z jego prawej strony.

Wszystko, co potrafimy sobie wyobrazić, jest prawdziwe.

Z takimi słowami na ustach obudziłam się rano. Spojrzałam na zegarek- 8:07. Przez chwilę byłam zaskoczona, czyżby budzik nie zadzwonił? Ale prawie od razu uświadomiłam sobie, że jest sobota. Zza okna dochodziła cicha muzyka, jakby... Gitara? Wygramoliłam się z pościeli i chwiejnym krokiem podeszłam do okna. To, co zobaczyłam zaskoczyło mnie bardziej niż nawet napis wyryty na "moim" kamieniu. Pod oknem stał Niall i pobrzdąkiwał na gitarze. Wychyliłam głowę przez okno i krzyknęłam:
-Co ty tu robisz?! Zwariowałeś?!
Natychmiast zwrócił głowę w moją stronę i posłał mi ciepły uśmiech.
-Siedzę tu już 2 godziny, bo nie wiedziałem, o której wstajesz.
-Po co przylazłeś?- burknęłam po chwili. Nie ukrywam, że po jego słowach zrobiło mi się ciepło na sercu.
-Słuchaj.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Grał ponad 3 minuty, a ja nie ośmieliłam się mu przerwać. To było po prostu piękne. 
-Podoba się?- wyszczerzył do mnie zęby.
I znowu zaczęła się we mnie walka. 
I ja: Nie, idź sobie. Nie lubię cię. 
II ja: O Boże, to było niesamowite! Może wejdziesz?
Wy pewnie trzymacie za tą drugą. Ja w głębi serca też, nawet jeśli o tym nie wiedziałam. 
Wycofałam się z okna. Jak torpeda wyleciałam z pokoju i zbiegłam po schodach na dół. Tak jak się spodziewałam, dom był pusty. Mieszkałam tu praktycznie sama, moja mama była biznesmenką, więc nie brakowało nam pieniędzy. Brakowało mi jej. Jak już się zjawiała, to siedziała cały czas przy laptopie. A ja zostawałam sama z moją "chorą wyobraźnią". Wybiegłam przez drzwi frontowe na dwór. Natychmiast uderzyła mnie fala zimna, ale nie przejmowałam się tym. Obiegłam dom dookoła i z tyłu zastałam Nialla.
-Niall...- szepnęłam, gdy znalazłam się tuż przy nim.- Po co to robisz? Po co?
-Ja...- wydawał się zmieszany. Nagle jego uwagę przukuło coś innego.- Nie jest ci zimno?
Spojrzałam na siebie. No tak, wtopa. Byłam w mojej pseudo-piżamie- damskich bokserkach i za dużej (oczywiście męskiej) koszulce w pac-manem.
-Nie... Ale powiedz mi jeszcze, sam to napisałeś?
-Tak!- nagle rozpromieniał dumą.- Całą noc nie spałem, pisałem. Więc mam chyba prawo wiedzieć, czy ci się podoba?
-Yyyy... No... Tak...
-Tak, że mam prawo, czy tak, że ci się podoba?
-Tak.- bąknęłam.
-Okeeeej.- zaśmiał się. 
Po raz pierwszy odkąd się znamy (czyli od wczoraj), spojrzałam mu głęboko w oczy. Śmiały się razem z nim. I wbrew mojej woli ja zrobiłam to samo. Po prostu zaczęłam się śmiać.

I jak? Znowu trochę za krótki, tak mi się wydaje... No ale ok. I chcę was bardzo poprosić, żebyście skomentowali. Dla was to chwila, ale mnie to motywuje do dalszej pracy...

P.S. Tymczasowo mam tt pod nazwą Frankie_Weeni ale już niedługo na końcu będzie z powrotem "e" ;)