środa, 10 kwietnia 2013

Rozdział 13

Na horyzoncie zaczęły pojawiać się sylwetki domów. To musiało być to osiedle.
Dziewczyna wpatrywała się we mnie swoimi dużymi oczyma, jednak nie odezwała się ani słowem.
Teraz tylko pojawił się problem- który to dom?
Na prawie każdym z podwórek bawiły się dzieci. Nie można im się dziwić- lekko pruszył śnieg. Za kilka dni Wigilia.
Przeszedłem całe osiedle, przede mną widniał ostatni dom. W oknie na paterze poruszyły się firanki. Przez chwilę widać było fragment twarzy okryty brązowymi włosami. Nie miałem wątpliwości.
Przekroczyłem krawężnik i stanąłem na wąskim chodniku prowadzącym do drzwi. Powoli się do nich zbliżyłem. Nie miałem wolnej ręki, więc zastukałem kilka razy czubkiem buta. Po chwili stanęła w nich szczupła dziewczyna o brązowych włosach.
-Ty to pewnie Julia.- uśmiechnąłem się. Nie odpowiedziała mi, tylko gapiła się z otwartymi ostami na szatynkę, którą trzymałem w ramionach.- Uznam to za tak. Nie mamy czasu na wyjaśnienia, ona potrzebuje pomocy. Po tych słowach bezceremonialnie ominąłem zszokowaną brunetkę i udałem się do salonu. Położyłem ją delikatnie na jasnej kanapie.
-Kim jesteś?- wydukała Julia. W jej głosie słychać było strach, ale nie przerażenie. Może nawet odrobinę... Zainteresowania?
-Zaraz wszystko Ci wyjaśnię, tylko proszę. Masz może bandaże, ręcznik, pensetę i wodę utlenioną?
-Ja...- nie dokończyła, bo zniknęła za brązowymi drzwiami.
Po chwili pojawiła się ze wszystkimi potrzebnymi rzeczami.
-Zamknij oczy.- poprosiłem dziewczynę leżącą na kanapie.
Nawet nie zapytała, po co. Bez wahania wykonała moje polecenie.
-Kim ona jest?- dobiegł mnie głos Julii.
-Nie wiem.- westchnąłem.- Ale istnieje duże prawdopodobieństwo, że ją znasz.
Po tych słowach zabrałem się za oczyszczanie ran nieznajomej. Brunetka podeszła bliżej, przyglądając się leżącej.
Pokiwała głową w zadumie, po chwili stłumiła śmiech.
-Dlaczego się śmiejesz?- spytałem.
-Bo przypomina mi kogoś, kto nie żyje.- odpowiedziała, w jednej chwili poważniejąc.- Wiem, nie powinnam się śmiać.
-Poczekaj...- zamyśliłem się.- Kogo dokładnie?
-Siostrę mojego... Przyjaciela.
W tym momencie skończyłem oczyszczać jedną nogę. Była bardziej czerwona i  zakrwawiona niż przedtem, lecz miałem pewność, że nie wda się żadne zakażenie. Zacząłem ją powoli i delikatnie obandażowywać.
-Teraz ty odpowiesz mi na moje pytania.- powiedziała Julia stanowczo. Zgodziłem się.
-Jak się nazywasz?
-Liam Payne.
-Kim jesteś? Czemu przyszedłeś akurat do mnie?
-Jestem z tego samego świata, co Louis.- zanim skończyłem, już widziałem, że zrobiło to na niej wrażenie.- Przyszedłem do ciebie, ponieważ tylko ty możesz mi pomóc. I tylko ja mogę pomóc tobie.


*z punktu widzenia Julii*

Okryłam dziewczynę kołdrą. Zgasiłam lampkę nocną i już miałam opuścić pokój gościnny, kiedy usłyszałam jej cichy szept:
-Chciałabym Go zobaczyć...
-Kogo?- odpowiedziałam, cofając się.
-Mojego brata.- powiedziała cicho Patricia.
-Obawiam się...- zaczęłam niepewnie. Nie chciałam sprawić jej przykrości.- Że to niemożliwe.
Nie chciałam wciągać Nialla w to wszystko. Sprawy zaszły za daleko.
Liam kilka godzin wcześniej wyjaśnił mi wszystko. No- przynajmniej większość.

Tej nocy nie mogłam spać.  Cały czas w głowie powtarzałam plan działania, który chłopak przedstawił mi wieczorem. Nie mogłam zawalić, stawka była zbyt duża.
Usłyszałam dźwięk przychodzącego sms'a.
Od: Niall
Śpisz? :) Może pójdziemy jutro na zakupy świąteczne? To już ostatnia szansa. 

Do: Niall
Przykro mi, ale nie mogę iść jutro. 

Od: Niall
Dlaczego? :(

Do: Niall
Muszę coś załatwić.

Od: Niall
To w sumie dobrze, bo ja też muszę. Tylko pomyślałem, że fajnie by było spędzić jeszcze trochę czasu razem. 

Nie odpisałam mu. Miałam pełną świadomość, że możemy się już nie zobaczyć. 
Zastanawiałam się tylko, czy będzie za mną tęsknił. 
Doszłam do wniosku, że tak.

-Witaj.- uśmiechnął się do mnie Liam, który siedział już przy kuchennym stole, jedząc kanapkę z szynką i serem. 
Odpowiedziałam mu uśmiechem. Dręczyła mnie jedna rzecz, a mianowicie sprawa Rose. Nie chciałam jednak o to pytać, ponieważ brunet tłumaczył mi to wczoraj. 
-Wszystko w porządku?- zmarszczył brwi. 
-Nie do końca.- westchnęłam.- Chodzi o to, że nie do końca rozumiem jednej rzeczy.
-Pytaj śmiało.- zachęcił mnie.- Jeśli ma nam się udać, nie może zaistnieć żadne nieporozumienie. 
-Ok. Nie rozumiem, skąd na łodzi wzięła się Rose. 
-Rose zmarła. Najprawdopodobniej z głodu lub przemęczenia, i trafiła do Krainy Snów. Znajdują się tam ci, którzy umarli. Perrie była ich strażniczką. Mają wydzielony jakby... Obszar, na którym się znajdują. Resztę Krainy zamieszkują ludzie, tacy jak ja i Louis. Możemy przedostawać się do snów zwykłych ziemian, lecz to wymaga wprawy i dużych umiejętności. Nie wiem jak, ale Zayn musiał porwać twoją przyjaciółkę, a ona zaślepiona miłością łyknęła każde jego słowo. Teraz myśli prawdopodobnie, że zarówno ja, jak i ty chcemy dla niej źle. Nie wiem, co Zayn jej naopowiadał, ale taka jest prawda. 
-Jak znalazłeś się tutaj? Jak oni znaleźli się tutaj?- zajęłam miejsce na krześle obok niego. 
-To już trochę bardziej skomplikowane. Zobacz- możemy "wkradać się" do snów tylko jednego człowieka. Gdy powstanie między nami więź i zarówno śniący jak i wyśniony będą chcieli tego samego, może im się to udać. Jednak to wymaga lat praktyki. Lecz gdy osoba, w której śnie się pojawiałeś, umrze, a ty będziesz na ziemi, zostaniesz tu już na zawsze. 
-Więc jak tam wrócimy?- z trudem ogarniałam to, co do mnie mówił. 
-Przez mojego śniącego. To działa tak samo w drugą stronę. 
-I będę mogła bez problemu zabrać się z tobą?
-Z nami.- uściślił.- Ten, kto pomoże nam przejść musi iść z nami. Inaczej już tu nie wrócisz.
-Dobrze.- pokiwałam w zamyśleniu głową.- Ale jak Go znajdziemy? Wiesz gdzie On jest?
-Już na nas czeka.- odpowiedział Liam.

                                                                           ***

Perrie siedziała na wielkim, srebrnym fotelu w samym końcu sali. Wyglądałoby to trochę jak scena z filmu o średniowiecza, gdyby nie jej krwistoczerwona suknia do kolan.
Idealną ciszę zakłócił krzyk. Dziewczyna zdawała się nie zwracać na to uwagi.
Chwilę później do komnaty wszedł potężny mężczyzna wlokący za sobą dwóch chłopaków w obdartych i brudnych ubraniach.
Perrie wstała i stukając obcasami o parkiet zbliżyła się do więźniów. Każdemu z nich przyjrzała się z osobna.
-Szkoda mi was.- posmutniała.- Byliby z was wspaniali mężczyźni. Zayn! Proszę Cię tutaj.
Przez małe, praktycznie niewidoczne dla przeciętnego obserwatora drzwi do sali wszedł mulat, a za nim jakby nieśmiało drobna dziewczyna. Zatrzymała wzrok na więźniach i przez chwilę wpatrywała się w nich z przerażeniem, jednak nie odezwała się ani słowem. Jeden z nich kogoś jej przypominał, jednak nie mogła sobie przypomnieć, kogo...
-Proszę.- uśmiechnęła się fałszywie Perrie.- Dzisiaj ty wybierasz.
Zayn uśmiechnął się z satysfakcją i podszedł do czarnej gabloty przy ścianie. Wyjął z niej długi, lecz dość cienki sztylet, lecz po chwili przyglądania się ostrzu odłożył go z powrotem. Sięgnął głębiej. Po chwili trzymał czarny pistolet.
-Dzisiaj lekka odmiana.- zaśmiał się patrząc na broń.
Podszedł do pierwszego więźnia.
-Lou... Zaniedbałeś się coś ostatnio.- zaśmiał się drwiąco.
-Zdrajca!- wykrzyknął Louis.-Jak mogłeś..?- szepnął na tyle cicho, by tylko mulat go usłyszał.
-Życie nie jest takie kolorowe jak ci się wydaje, mój drogi. Każdy ma swoje wzloty i upadki.
-I Rose też opętałeś?
-Nie opętałem.- warknął.- Naprowadziłem ją na lepszą drogę.
-O czym on mówi?- pisnęła dziewczyna.- Zayn... O czym?
-Nie przejmuj się tym, kochanie. Bredzi.- zaśmiał się Zayn.
-Rose...- szepnął błagalnie Louis.- Pomóż mi...
-Nic ci już nie pomoże.- zaśmiała się Perrie.- Zayn, załatw najpierw jego, a potem koleżkę Maxa.
-Max?!- wydarła się Rose. Ten jednak spojrzał tylko na nią nieprzytomnym wzrokiem.
-Już!- krzyknęła Perrie.
Zayn wycelował w przód głowy Louisa.
-Papa.- zaśmiał się.
Ten nie odpowiedział mu. Po jego policzku spłynęła łza.
Zayn wystrzelił, a ciało opadło bezładnie na podłogę.


1 komentarz:

  1. Zaniedbałam bloga :(( I'm sorryy <3 Mama karze mi się iść myć, ale musze jeszcze napisać koma, przeżyje xDD <3 Ten rozdział jest maga, super, zajebisty *____* ale zabili Lou :(( nieeeee, no proszee :(( prosze, prosze, proooszee <3 ale naprawdę zajebisty rozdział, dzisiaj krótko bo ciekawi mnie co dalej, ide sie szybko umyć i czytam, czytam *______* ten blog jest taki dnbouawehfoiweofihaw <3 kocham go <3 to do następnego :** lece :**

    OdpowiedzUsuń