czwartek, 10 stycznia 2013

Rozdział 4

Rozdział dedykowany Patrycji, żeby jakoś wynagrodzić jej przymusowe czytanie mojego bloga ;)

Myślałam tego ranka bardzo dużo o Lou. Postanowiłam nazywać go skrótem, bo... Właściwie to nie wiem czemu. Cała ta sytuacja była bardzo dziwna.
Dziś jest niedziela, więc muszę iść na cmentarz. Zjadłam śniadanie, ubrałam się i wyszłam z domu. Był koniec września, a wiatr nieprzyjemnie dął mi w oczy, do tego było mi trochę zimno. Ale muszę iść. Zawszę chodzę. Spoczywa tam ktoś bardzo dla mnie ważny. Aż trudno uwierzyć, że w 1 grudnia minią już 2 lata... A jednak nadal nie mogłam się pogodzić z jej śmiercią. Bo przecież to boli. Gdy wspomina się wszystkie razem spędzone chwile ze świadomością, że już nie wrócą.
Nim się obejrzałam, byłam na cmentarzu. III alejka... Podeszłam do śnieżnobiałego nagrobka i przeczytałam w duchu napis.
Rose Amy Anderson zm. 1 grudnia 2011r. Kochani nigdy nie umierają.

Tak jak zawsze- oczy zapiekły mnie od łez. Nie wytarłam ich, chociaż czułam, że spływają po moim policzku. Pamiętam jak mi kiedyś powiedziała "Łzy nie są oznaką słabości, tylko wrażliwości." To było wydarzenie, które sprawiło, że zamknęłam się w sobie. Bo ja w życiu miałam tylko ją. Teraz nie miałam się już do kogo odezwać, dla kogo żyć. Kochałam ją, Jak siostrę. 
-Julia..?
Odwróciłam się gwałtownie, dogłębnie przerażona. Przez chwilę myślałam, że stoi przede mną duch. Ale nie, to był Niall ubrany w białą bluzę i tego samego koloru spodnie. 
-Niall?- spytałam zaskoczona, szybko wycierając łzy- Ja... Ja...
-Kto tutaj leży?- bezceremonialnie mi przerwał.
-Yyy... Moja przyjaciółka.- szepnęłam, a po policzkach spłynęła mi nowa partia łez.
-Hej... Hej, nie płacz...- podszedł do mnie i przyłożył dłoń do mojego mokrego policzka. Patrzyliśmy się teraz sobie w oczy. Jego błękitne oczy zdawały się nie mieć dna. Korzystając z chwili mojej nieuwagi, ostrożnie zbliżył swoją twarz do mojej. Nie zauważyłam tego drobnego, aczkolwiek mającego wielkie znaczenie gestu. Delikatnie musnął ustami moją górną wargę. 
Odsunęłam się od niego jak oparzona. Był tak zaskoczony moją reakcją, że nie mógł wydusić słowa. Teraz to ja skorzystałam z jego nieuwagi i popędziłam ile sił w nogach w stronę pobliskiego lasu. Po przebyciu bez zatrzymania dość sporego dystansu wreszcie się obejrzałam. Nie pobiegł za mną. 
Szłam przed siebie cały dzień, niezależnie od tego, gdzie dojdę. I tak nie wyjdę poza WB, bo przecież to wyspa, no nie? Gdy zaczynało robić się ciemno, zaczęły się pojawiać mi też mroczki przed oczami. 
                                                                   ***
Ocknęłam się, ale nie byłam już w lesie. Byłam na mojej łące. Podniosłam się z miękkiej trawy w koloże soczystej zieleni. Dopiero teraz zauważyłam szatyna, który się we mnie wpatrywał.
-Hejka.- powiedziałam.
-Witaaaj.- powiedział przeciągając sylaby. 
-Opowiedz mi coś o sobie.- poprosiłam po chwili.
-A co chcesz wiedzieć?
-Skąd pochodzisz? Jak się tu dostałeś? 
-Na niektóre pytania nie należy odpowiadać.- stwierdził po chwili.
-Czyli mi nie powiesz?- zmarkotniałam.
-Raczej nie. Na pewno nie teraz.- zrobił pauzę.- Co się stało?
Wróciłam wspomnieniami do dzisiejszego poranka.
Z jego miny wywnioskowałam, że już wie. Fascynowało i ciekawiło mnie to chyba bardziej niż wszystko inne.
-Możesz coś dla mnie zrobić?- zapytałam go, gdy położyłam się na trawie.
-To zależy co.
Odwróciłam się, aby lepiej go widzieć.
-Możesz sprawić, żeby wróciła? Bo ona nie umarła, nie wierzę w to. Zaginęła, a po roku policja uznała ją za zmarłą.
Louis spojrzał na mnie z zainteresowaniem.
-Jesteś niesamowita.- pokiwał głową w zamyśleniu.
Skarciłam się w duchu, bo czułam, że się rumienię.
-Możesz?- przynagliłam go.
-Tak.- szepnął po chwili.
Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się, że się zgodzi.
-Boże... Naprawdę?!- zerwałam się z ziemi.
Przytaknął głową.
Może ten dzień nie jest do końca nieudany.
-Ale to nie jest proste.- oznajmił po chwili.- Przez kilka dni nie będziesz mogła tu wracać. Dam ci coś, to bransoletka. Gdy kryształki zrobią się niebieskie, będzie to oznaczało, że możesz już wrócić.
-Rozumiem.
Louis podał mi czarny sznureczek, na który ponawlekane były granatowe koraliczki. Przyjrzałam im się uważniej. W każdym koraliczku kłębiła się jakby mała galaktyka.
-Wow... Piękna...- w tej chwili nie byłam w stanie wydusić nic bardziej orginalnego. Ale po chwili coś mnie oświeciło.- Louis... A jak ja ją wezmę na do domu?
-Nie martw się tym.- puścił do mnie oczko.
-Skąd ją masz? Skąd wiedziałeś, żeby je wziąć?
-Magia.- zaśmiał się.
W cale bym się nie zdziwiła. To wszystko przecież nie było normalne.
-Chcesz już wracać? -spytał w końcu.
Chwilę zastanowiłam się nad odpowiedzią.
-Tak.- przytaknęłam i zacisnęłam mocno w dłoni czarny sznureczek.
Gdy się obudziłam, nadal ściskałam go w pięści.
Co mnie zaskoczyło, to fakt, że nie byłam już w lesie. Byłam w moim domu, leżałam nawet w łóżku. Miałam założone czyste ubrania, uczesane włosy.
-Louis...- szepnęłam do siebie z uśmiechem.
Spojrzałam na zegarek. 12:30, poniedziałek. I dobrze, chociaż nie muszę widzieć się z Niall'em.
Zresztą, co mi zaszkodzi kilka dni wolnego... Wygramoliłam się z pościeli i zawiązałam na nadgarstku bransoletkę. Postanowiłam ten dzień wykorzystać na porządki. Wywaliłam więc dwa ogromne pudła z dna mojej szafy. Oba były zapełnione zdjęciami. Oparłam się plecami o ścianę i zaczęłam je przeglądać.
Jedno przedstawiało mnie, brunetkę wraz z ciemną blondynką. Miałyśmy może 8-9 lat. Trzymając się za ręce, maszerowałyśmy ścieżką w lesie. Następne było bardzo podobne, kolejne też, i kolejne, i kolejne... Właściwie zmieniała się tylko sceneria. Byłyśmy takie szczęśliwe, ja i Rose. Zdjęcie które teraz wzięłam do ręki było naszym ostatnim, zrobione 29 listopada. Siedziałyśmy na kanapie i śmiałyśmy się. W głowie rozbrzmiał mi echem jej głos, jej śmiech... Dlaczego, do cholery, to tak boli?
Otworzyłam drugi karton. Pierwsze zdjęcie przedstawiało mnie i bruneta o zielonych oczach. Poczułam ukłucie w sercu i szybko zamknęłam pudło. Zdjęcie moje i Rose przykleiłam tuż nad łóżkiem.
-Niedługo się spotkamy...-szepnęłam i uśmiechnęłam się przez łzy.
Nagle usłyszała dzwonek do drzwi. Zeszłam na dół i je otworzyłam. Stał tam Niall.
_________________________________________________________________________________

Jak ja kocham tak kończyć ;3 Postanowiłam pisać krótsze, ale częściej.
 Nie wiem czy widzieliście, ale pojawiła się zamiast zakładki "O mnie" nowa- "Postacie". Możecie tam zajrzeć. I mam pewien warunek- nie dodam następnej notki, jeśli nie będzie minimum 3 komentarzy (szantaż, kochamm). Jeśli chcecie, mogę dodać też imagina o Larrym. Co o tym myślicie?
P.S. Bez konta też można pisać komy! ;*
Kocham was, Dżuliet xox


6 komentarzy:

  1. Przymusowe? Prosze cię to jest boskieee, a nie ;PP Kocham tego bloga, seryjnie. Widzę, że będzie magiaa mrr... Brunet o zielonych oczach? Harry? xD mniam mniam...ale dlaczego ona uciekła od Niall'a biedny blondynek, on jest dziwna, Nialler chodź do mnie ja ciebie przyjmę ;PP Dobra, to czekam na kolejny, potem kolejny, kolejny i kolejny omnomnom papa ;***
    Patka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki- one to ja xD A co do "bruneta o zielonych oczach"... Nie, nie wiem jeszcze czy to będzie Hazza, jak to pisałam to myślałam o kimś innym. Ale twój pomysł jest dobry... ;D

      Usuń
  2. Świetny blog, czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. DZiękuje ;* Julka <3 Choc nie lubie 1D no ale liczy sie gest ;******

    OdpowiedzUsuń
  4. W takim momencieee? :c yhh ? O.o Czy Louis Jest Bogiem ? GŁUPIE PYTANIE :D Kocham to , czekam na next, dziękuję, że komentujesz mojego bloga :) Kiedy bd następny rozdział ? ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Zostałaś nominowana przeze mnie do Liebster Award ! Więcej informacji na http://1directionstoryy.blogspot.com/

    Pozdrawiam
    Patka ;*

    OdpowiedzUsuń